Wirtualna Polska i Wprost w służbie pompowania strachu. Małgorzata Rycharska odpowiada na manipulacje
Małgorzata Rycharska
19.03.2025
5 minutes
708
0
Wirtualna Polska i Wprost w służbie pompowania strachu.
Piszą: „Straż Graniczna odpowiedziała na zarzuty dotyczące pushbacków przy granicy polsko-białoruskiej. Przy okazji przytoczono alarmujące dane”.
Zarzut to opublikowana przeze mnie informacja, że 11.03 Straż Graniczna odepchnęła na Białoruś kobietę w siódmym miesiącu ciąży. Wprost powtarza za SG, że wszystko było zgodnie z prawem i nikt nie został odepchnięty.
Tłumacząc tę historię, napisano, że członkowie grupy, w której była ciężarna, podali za cel podróży Niemcy, “np. do brata”.
Poprosiłam kobietę, żeby opowiedziała, jak wyglądała rozmowa z funkcjonariuszami. Odpowiedziała, że trwało to bardzo krótko i że zadano jej tylko trzy pytania.
Pierwsze – o to, jakiej jest narodowości. Odpowiedziała, że komoryjskiej. Drugie – dlaczego chce jechać do Polski. Odpowiedziała, że chce uzyskać ochronę międzynarodową w Polsce. Trzecie – dlaczego nie zostanie na Białorusi. Kobieta odpowiedziała, że jest zagrożona i nie ma na Białorusi szansy na ochronę międzynarodową.
I to tyle. Cała rozmowa. Zarówno ona, jak i jej mąż mówią, że podczas rozmowy nie padło ani razu słowo „Niemcy”. I że nikogo tam nie mają – żadnego brata ani innej rodziny, do której chcieliby jechać. Mówią, że to, co pisze Straż Graniczna, nie jest prawdą.
Mamy krągłą odpowiedź Straży. I mamy relacje uchodźców, których SG odepchnęła na Białoruś. To nic nowego, że opowieści te są kompletnie inne. Za każdym razem, kiedy Straż wypycha z Terespola ludzi na Białoruś, oficjalna odpowiedź jest taka sama: osoby nie prosiły o ochronę międzynarodową w Polsce lub – niekiedy – osoby te chciały do Niemiec. Po każdym pushbacku prosimy uchodźców, żeby opisali ze szczegółami, jak wyglądała rozmowa, jakie były pytania i co konkretnie odpowiedzieli. Za każdym razem, gdy jest pushback, wersje te zupełnie się nie pokrywają.
Chciałabym wiedzieć, dlaczego przebieg tych przesłuchań nie jest rejestrowany – materiał wideo lub audio rozstrzygnąłby bezsprzecznie, jak naprawdę wyglądała ta rozmowa. Albo – dlaczego pełnomocnicy nie są dopuszczani do tych czynności? Na jakiej podstawie akurat ten kontakt z cudzoziemcem jest wyłączony z jakiejkolwiek kontroli i nie pozostaje po nim żaden wiarygodny ślad?
Zastanawiam się też, czy rzecznik prasowy oddziału nadbużańskiego sam wierzy w to, co mówi. Wszystkie osoby, które najpierw były wypychane, a następnie – za którymś razem – wpuszczane, mówiły od początku to samo. Tłumaczenie, że ktoś, kto stawił się na przejściu z całym dobytkiem, po tym, jak wysłał zgłoszenie do SG z deklaracją chęci ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce, tak naprawdę nie chce tej ochrony i nic na ten temat nie wspomniał, nie ma przecież sensu. A teraz – już nie po raz pierwszy – tworzone są historie o tym, że ktoś mówił o Niemczech, mimo że nikt z uchodźców nie wspomniał o tym kraju ani słowem.
Małżeństwo z kobietą w wysokiej ciąży, które zostało wypchnięte na regularnym przejściu granicznym w Terespolu 11.03, jest teraz w dramatycznej sytuacji. Muszą się ukrywać i jeśli zostaną zatrzymani, grozi im areszt deportacyjny i siłowe odesłanie do kraju, gdzie byli prześladowani i gdzie grozi im niebezpieczeństwo.
Wbrew marzeniom ministra Duszczyka to nie reżim białoruski poniesie konsekwencje polskich pushbacków. Poniosą je najsłabsi. Ta kobieta w ciąży. Ten mąż. Pozostałe wypchnięte kobiety, mężczyźni, osoby starsze i chore. Oni są w zagrożeniu, oni mogą być aresztowani, oni płacą całą cenę terespolskiej ruletki.
A co do nastroju grozy, który roztaczają Wprost oraz Wirtualna Polska, pisząc, że na przejściu granicznym w tym roku padł rekord wniosków – ponad 250, co, jeśli się utrzyma, da alarmującą liczbę 1200 – to chciałabym zapytać panów redaktorów krótko: czy to ma być dziennikarstwo? 1200 osób w ciągu roku w 37-milionowym kraju to według Was alarmująca liczba?
Myślicie, że 1200 osób, które w ciągu 12 miesięcy złożyłyby legalnie, na spokojnie wnioski o ochronę międzynarodową na regularnym przejściu granicznym, zagroziłoby stabilności tego kraju? Albo może zadeptaliby nas tu po prostu, nadchodząc taką masą?
Ten kraj przyjął 11,5 mln Ukraińców – w pierwszym miesiącu wojny ponad 2 miliony – a mamy się bać 1200 osób w skali roku? Mamy drżeć przed garstką kobiet, dzieci, ofiar tortur i prześladowań, która jest gotowa przyjść i prosić o ochronę na przejściu granicznym po to, żeby się ratować?
Naprawdę?