O brutalnym zatrzymaniu dwóch aktywistów Grupy Granica informuje „Gazeta Wyborcza”.
Żołnierze kazali paść im na kolana, ręce założyć na głowę i oddać telefony, które grozili, że rozbiją.
Wojskowi nie chcieli się przedstawić.
– Podbiegli do nas bronią gotową do strzału i krzykiem: „na glebę”, „ręce do góry” – relacjonuje w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” jeden z zatrzymanych aktywistów. – Wyraźnie byli zestresowani. Przeszukali nas, a kiedy nie chcieliśmy oddać im telefonów, rzucili, że „mamy, k…, cieszyć się, że w ogóle mamy telefony.
Aktywiści byli w trakcie udzielania pomocy 17-letniemu Somalijczykowi.
Po około 40 minutach żołnierze doprowadzili zatrzymaną trójkę do drogi. Straż Graniczna przejęła nieletniego cudzoziemca, który ostatecznie trafił do domu dziecka, a aktywiści zostali zwolnieni.
Rzeczniczka Wojskowego Zgrupowania Zadaniowego Podlaskie mjr Magdalena Kościńska, odpowiadając na pytania „Gazety Wyborczej” stwierdziła, że: „Żołnierz Wojska Polskiego w żadnych okolicznościach nie powinien używać niecenzuralnych słów ani urągać godności innych osób. Przykro, że mogło dojść do takiej sytuacji”.
Jak informuje polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych: „W Somalii występuje bardzo wysokie zagrożenie atakami terrorystycznymi i porwaniami. Do krwawych zamachów regularnie dochodzi nawet w centrum Mogadiszu. Na terenie całego kraju mogą mieć miejsce regularne starcia zbrojne i napady rabunkowe. U wybrzeży Somalii występuje wysokie zagrożenie piractwem morskim.”
To nie pierwszy raz, kiedy aktywiści, niosący pomoc na pograniczu polsko-białoruskim, spotykają się z agresją ze strony służb.
Jesienią ubiegłego roku, strażniczka graniczna bez ostrzeżenia strzeliła w kierunku patrolu Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego. Jak się okazało, oddała strzał z prywatnej broni hukowej.