Dzień na pograniczu / Raport
Czy rząd usłyszał głos mieszkańców pogranicza i dlatego odłożył decyzję o wprowadzeniu zony? Ratownicy humanitarni i strażnicy graniczna mają pełne ręce roboty, a uchodźcy przekazują informacje o domniemanym napastniku, który miał zaatakować nożem polskiego żołnierza. O tym w raporcie z pogranicza polsko-białoruskiego.
Miała być strefa buforowa z zakazem przebywania od 200 m do nawet 7 km od granicy z Białorusią. Zdecydowanie sprzeciwiali się temu zarówno lokalni samorządowcy, mieszkańcy, a także ratownicy humanitarni.
„Objęcie zakazem wstępu części kompleksu leśnego to jednocześnie odcięcie od źródła utrzymania hotelarzy, właścicieli agroturystyk, restauracji, producentów produktów lokalnych, przewodników i innych osób utrzymujących się z turystyki!” – pisali samorządowcy z powiatu hajnowskiego w liście otwartym do premiera Donalda Tuska
W dniu, w którym miała zacząć obowiązywać tzw. przygraniczna zona, w rezerwacie Wysokie Bagno odbył się protest przeciwników tego pomysłu.
– Dlaczego wybiera się na nas na poświęcenie polityczne? A gdyby tak zamknąć Bieszczady na lato? A gdyby tam zamknąć Mierzeję Wiślaną? Nie, nie opłaca się. A Białowieża? Na polityczny żer – tak oceniają decyzję rządu organizatorzy protestu. Wzięło w nim udział kilkadziesiąt osób.
Protesty przyniosły efekt. Strefy buforowej jeszcze nie ma.
– Przez najbliższe dni będą trwały konsultacje w tej sprawie – ogłosił Tomasz Siemoniak, mister MSWiA.
Tymczasem w przygranicznych lasach pojawia się wielu cudzoziemców, proszących o pomoc. Z taką spieszą ratownicy humanitarni.
– Tylko w ciągu jednego dnia dotarłem ze wsparciem do pięćdziesięciu ludzi – mówi Mariusz Kurnyta, znany jako Człowiek Lasu z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego.
Zdecydowana większość migrantów i uchodźców prosi polską Straż Graniczną o międzynarodową ochronę. I taka jest im udzielana, o ile sprawę zgłaszają ratownicy humanitarni. W innych przypadkach dochodzi do pushbacków, czyli wywózek ludzi na Białoruś.
Doświadczyli tego m.in. uchodźcy z Syrii, którym pomogliśmy wraz z Człowiekiem Lasu, Mateuszem Rybakiem i Elizą Buszko.
Cudzoziemcy opowiadali zarówno o tym, jak bili ich Białorusini i Polacy. Wcześniej byli wyrzucani bezpośrednio do bagna i leśnej rzeki.
– Brodziliśmy w wodzie po pachy – mówi jeden z Syryjczyków. Miał obitą piszczel.
Napotkany Syryjczyk potwierdził, że dotarły do niego wiadomości o ataku nożem na polskiego żołnierza.
– Nie widziałem tego bezpośrednio, ale słyszałem, że zrobił to Marokańczyk – opowiada uchodźca.
– Też taką wersję usłyszałem z innego źródła. Marokańczyk miał być powiązany z białoruskimi służbami – dodaje Człowiek Lasu.
Według relacji uchodźcy, dzień po ataku napastnik próbował wtopić się w grupę innych cudzoziemców i wszedł do Polski. Tutaj miał zostać zatrzymany przez żołnierzy, pobity i wyrzucony na Białoruś. Mundurowi nie zdawali sobie sprawy, kogo mieli w swoich rękach.
Sprawę bada polska prokuratura.
Z kolei fotograf Mikołaj Kiembłowski zamieścił na swoim profilu na Facebooku bulwersujące zdjęcia.
„Posterunek Wojska Polskiego w wiacie turystycznej, Puszcza Białowieska.
Tymczasem ratownicy humanitarni nie tylko pomagają ludziom w lesie, ale od wielu tygodni wyręczają państwo w transportowaniu cudzoziemców z placówek Straży Granicznej do ośrodków w Białej Podlaskiej i w Dębaku. Robią to na własny koszt ze wsparciem Fundacji Dialog, Stowarzyszenia Ku Dobrej Nadziei oraz Zboru Zielonoświątkowców „Dobra Nowina” w Białymstoku.
MSWiA do tej pory nie zareagowało na moje prośby o pomoc w tej sprawie.
O łamaniu prawa na pograniczu po raz kolejny poinformowałem zespół prokuratorski z Siedlec, który zajmuje się tylko sprawami pogranicza polsko-białoruskiego.
A dzisiaj w sprawie kryzysu migracyjnego spotykam się z przedstawicielem brytyjskiej ambasady w Polsce.
Chwilę później rozpocznę pracę nad reportażem. Pokażę w nim, jak wygląda dzień na pograniczu polsko-białoruskim.