W lesie nie ma człowieczeństwa. Jest przemoc, gwałty i śmierć
🟥 23-letnia dziewczyna z pustoszonego przez wojnę Tigraju szuka brata, który zaginął wepchnięty przez Białorusinów do granicznej rzeki. I opowiada, jakich okropności doświadczają ci, którzy proszą Polskę o azyl, a są wyrzucani do Białorusi.
23-latka studiowała chemię, mówi po angielsku. Uciekła z ojczyzny razem z 26-letnim bratem. Spędziła na Białorusi cztery miesiące, z czego ostatnie 20 dni – w lesie przy granicy. Pogubili się z bratem, więc starała się trzymać „dziewczyńskiej grupy”, żeby uchronić się przed przemocą, ale nie udało się.
Do Piotra Czabana zadzwoniła we wtorek, 2 kwietnia, tydzień po wejściu w życie przepisów zawieszających prawo do azylu. Znalazła kontakt do niego przez stronę internetową. Piotr nie tylko prowadzi na YouTube kanał oraz redakcję „Czaban robi raban”, ale też organizuje poszukiwania zaginionych i pogrzeby zmarłych ofiar kryzysu humanitarnego, a także jest w kontakcie z ich bliskimi. Chciała pomocy przy poszukiwaniach brata. W trakcie rozmowy otworzyła się i opowiedziała także o swojej osobistej tragedii.
Nie potrafił pływać
Jej brat, 26-letni Etiopczyk, był w 12-osobowej grupie, którą w niedzielę, 30 marca, białoruscy funkcjonariusze wepchnęli do „dużej rzeki” – jak relacjonują uchodźcy. Grupa szła z Brześcia, więc można przypuszczać, że chodzi o rzekę Bug. Przekraczali ją około godz. 17, prawdopodobnie nie dostali pontonu. Etiopczyk nie potrafił dobrze pływać.
Polscy strażnicy graniczni wyłapali siedem osób z grupy i zawrócili do Białorusi. Co stało się z piątką? Nie ma o nich wieści. Jeden z mężczyzn – tych wyłowionych i pushbackowanych – powiedział siostrze zaginionego, że widział jej brata w wodzie. Był ostatnią osobą, która go widziała.
To już kolejna tragedia w tej granicznej rzece. Cyklicznie migranci alarmują o zaginionych podczas niebezpiecznej przeprawy, a służby wyławiają ciała topielców. Ostatnio, 18 marca, o ratowaniu wyziębionych ludzi, którym udało się przepłynąć Bug, pisała Beata Siemaszko, zaangażowana w pomoc humanitarną od początku kryzysu:
„Strażnik bierze do rąk wnioski o ochronę, pojedynczo od każdej osoby, jeden po drugim, czyta, a potem oddaje. Następuje długi proces przeszukiwania, skuwania trytytkami i oczekiwania. Jest noc, temperatura poniżej zera, odczuwalna około -10°C, silny wiatr, pada śnieg. Ludzie, którzy przepłynęli rzekę, są wyziębieni, wyczerpani, drżą z zimna. Mija godzina, potem druga, a potem kolejna.
Zgłoszenie było jak wiele innych – ratujcie nas. Przepłynęliśmy rzekę, potrzebujemy azylu. Umieramy z zimna. Prosimy o pomoc. Znajdujemy ich przerażonych, nieludzko zmarzniętych. Proszą o pomoc w uzyskaniu ochrony w Polsce. W ich kraju nie są bezpieczni, w Białorusi również nie.
Próbujemy odizolować ich od podmokłego podłoża foliami, by choć trochę zmniejszyć uczucie wilgotnego chłodu. Pochylam się nad jednym z mężczyzn, który skarży się na silny ból pleców. Staram się ustalić przyczynę, ale wtedy chłopak zupełnie się załamuje. Sądziłam, że to reakcja na gest życzliwości, jednak za chwilę poznam prawdziwy powód.
Spędzili kilka tygodni w białoruskim, przygranicznym lesie, zaprzyjaźnili się. Dramatyczne sytuacje potrafią zbliżyć ludzi. Białorusini zmusili ich do wejścia do Bugu. Mimo niższego niż zwykle stanu wody, rzeka jest głęboka. Dwóch z nich nie umiało pływać.
– Oni utonęli – szlocha chłopak. – Widziałem to. Nie mogłem im pomóc. Było tak potwornie zimno, ledwie sami dotarliśmy do brzegu.”
„Robił wszystko, co chciał”
Siostra zaginionego w niedzielę Etiopczyka w rozmowie z Piotrem Czabanem przyznała, że sama także dotarła do Polski, spędziła w niej nawet cały dzień. Strażnicy graniczni opatrzyli jej zranioną, krwawiącą nogę, zabrali do placówki i pozwolili odpocząć. Dali ubrania, wodę i lekarstwa. Dali też nadzieję, bo chcieli informacji, oglądali paszporty.
– Pytali: dokąd chcecie iść? Do Niemiec? Francji? Odpowiedziałam, że nigdzie nie chcę iść, chcę tylko ochrony, ale nie słuchali – mówiła uchodźczyni z Tigraju.
Nie dostała do podpisania żadnych dokumentów i wywieziono ją z powrotem na granicę, wypchnięto do Białorusi.
W rozmowie przyznała, że w jej grupie były dziewczyny z ogromnymi problemami zdrowotnymi, także psychicznymi, po traumie gwałtów. Ona także. Mówiła o mężczyźnie, Arabie, który proponował jej, że pomoże jej przekroczyć granicę, pod warunkiem:
„Musisz pójść ze mną”.
Odmówiła, bała się go, nie znała.
– Więc zrobił tę rzecz. Robił wszystko, co chciał – mówiła uchodźczyni.
Potem, z powodu krwawienia, spędziła w białoruskim szpitalu trzy dni, ale nie przyznała się, co się stało.
– Uciekłam z kraju, bo chciałam ratować swoje życie. Ale tutaj jest tak ciężko, nikt nas nie rozumie i nie chce pomóc. W lesie wszyscy chorują, tu nie ma człowieczeństwa. Nie możemy tu zostać, nie mamy już żadnej nadziei – powiedziała Piotrowi.
Ustawa podpisana, rozporządzenie wchodzi w życie
Nielegalne w świetle prawa międzynarodowego i niehumanitarne pushbacki są na granicy polsko-białoruskiej stosowane od początku kryzysu humanitarnego, od lata 2021 roku. Ale teraz zostały prawnie usankcjonowane.
Projekt ustawy o zawieszeniu prawa azylowego na każdym etapie prac legislacyjnych budził ogromne kontrowersje, ponieważ przepisy te łamią prawo i godzą w podstawy współczesnej cywilizacji. Ustawa jest niezgodna z polską Konstytucją, prawem unijnym i międzynarodowym. Zagraża bezpieczeństwu osób w drodze – naraża je na poważne ryzyko utraty zdrowia i życia, bo Białoruś dla nikogo nie jest krajem bezpiecznym; ustawa zaprzecza też idei solidarności z ofiarami wojen i katastrof, godzi w godność osób migrujących oraz wzmacnia ksenofobiczne nastroje w Polsce.
Zmiany te skrytykowali: Naczelna Rada Adwokacka, Krajowa Izba Radców Prawnych, Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzeczniczka Praw Dziecka, UNHCR, Biuro Legislacyjne Sejmu oraz Senatu i wiele innych podmiotów oraz organizacji prawnoczłowieczych. Jedyną organizacją popierającą te rozwiązania podczas wysłuchania publicznego było Ordo Iuris.
Jak podkreśla Stowarzyszenie Interwencji Prawnej:
„To ustawa propagandowa, przeliczona na polityczne punkty – nie opiera się na danych ani wiedzy eksperckiej. W 2024 roku funkcjonariusze Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej przyjęli tylko 2700 wniosków o ochronę międzynarodową. Przy czym – to tylko wnioski, nie wszystkie z nich zostaną rozpatrzone pozytywnie.”
26 marca przyjętą przez Sejm i Senat ustawę podpisał prezydent Andrzej Duda, a rząd natychmiast przyjął rozporządzenie zawieszające prawo do azylu.
Mimo że zaledwie na początku lutego wiceminister MSWiA Maciej Duszczyk tak argumentował, namawiając do poparcia projektu ustawy:
„Tworzymy pewne prawo, które mówi o tym, że państwo polskie będzie w stanie reagować odpowiednio w sytuacjach, których dzisiaj nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Ja już to parokrotnie mówiłem i chcę to powtórzyć jeszcze raz: mam nadzieję, że ta ustawa nigdy nie wejdzie w życie.”
Ze szpitala na płot
Już pierwszego dnia obowiązywania nowego prawa doszło do bulwersującej sytuacji, o której poinformowała Grupa Granica – nastolatek został wywieziony na granicę wprost ze szpitala i wypchnięty do Białorusi.
*„Chłopak mówił, że ma 17 lat. Gdy miał 5 lat, jego ojciec został zabity. Został wychowany przez mamę i babcię, które uzbierały pieniądze na jego podróż do ‘bezpiecznej’ Unii Europejskiej. Rodzina pochodzi z mniejszości prześladowanej w Somalii. W Białorusi doświadczył potwornej przemocy. Spadł z muru granicznego. Zanim zabrała go karetka, polscy funkcjonariusze jeszcze spryskali go gazem.
W szpitalu nie mógł wstać, nie był w stanie jeść ani pić po tym, jak głodował przez wiele dni w lesie. Zadeklarował wolę ubiegania się o ochronę międzynarodową w Polsce. Spędził na SOR-ze kilka godzin, odebrała go Straż Graniczna, po czym dowiedzieliśmy się, że został spushbackowany.
Nowa ustawa o zawieszeniu prawa do azylu jest niehumanitarna i antyludzka – ale praktyka jest jeszcze gorsza. Nawet według nowych przepisów chłopak miał prawo do przyjęcia wniosku o ochronę międzynarodową z kilku powodów: prawdopodobnie był małoletnim bez opieki (nie mamy możliwości weryfikacji wieku, to zadanie Straży Granicznej), wymagał szczególnego traktowania ze względu na stan zdrowia.
Funkcjonariusze Straży Granicznej arbitralnie i wbrew prawu dokonali pushbacku.
To bestialstwo.”
– komentuje Grupa Granica.