“Po czymś takim nie można wrócić do normalności i udawać, że nic się nie stało”. Procesy Piątki i Bartka
Równie dobrze to ja mogłem siedzieć na ławie oskarżonych, bo robiłem to samo. Dlatego w symbolicznym wymiarze jest to także proces przeciwko mojej osobie. Każdy z nas, zajmujący się ratownictwem humanitarnym na granicy w ciągu ostatnich czterech lat, mógł znaleźć się na ławie oskarżonych. Jest to w związku z tym proces przeciwko nam wszystkim.
Niezależnie od tego jaki zapadnie wyrok, sam fakt oskarżenia ludzi, którzy niosą innym pomoc humanitarną, jest czymś, co wywraca do góry nogami cały porządek rzeczywistości, na którym opieramy naszą codzienność. Po czymś takim nie można wrócić do normalności i udawać, że nic się nie stało. Na zasadniczym bowiem poziomie państwo opiera się nie na moralności, ale na prawie. Prawo zaś ma ze swej natury moralność wspierać, a nie ją łamać. Jeśli tracimy zaufanie do państwa, bo używa ono prawa jako narzędzia represjonowania moralności, tracimy oparcie w systemie, który staje się strukturą demoniczną.
Jeśli fakt udzielenia pomocy, w postaci dostarczenia środków przeżycia dla osób, których życie i zdrowie jest zagrożone, jest rozważany przez system państwowy jako przestępstwo, to państwowość przestaje być fundamentem, na którym opieramy porządek naszego życia, a staje się systemem opresji, wobec którego moralność musi się sprzeciwić. Przez to zostaje zainicjowany konflikt, w którym — niezależnie od tego, czy oskarżone osoby otrzymają wyrok czy też nie — osoby kierujące się moralnością wygrywają. Ta wygrana jednak jest destrukcyjna dla nas wszystkich. Oznacza ona bowiem, że system państwowy nie może już powoływać się na moralność, a osoby kierujące się moralnością w każdej chwili mogą okazać się dysydentami. Ponieważ zaś moralni dysydenci zawsze są wygrani, przegrywa państwowość, na której opieramy swoje bezpieczeństwo egzystencjalne i polityczne.
Państwowość powstaje w wyniku umowy społecznej. Moralność zaś opiera się na autonomii osoby. Prawo jest zawsze bezosobowe — moralność jest zawsze czyjąś moralnością. Jeśli państwo jednostronnie wypowiada umowę społeczną, osoba kierująca się moralnością przestaje mieć jakiekolwiek zobowiązania wobec państwowości. W ten sposób państwowość jako taka traci swoją legitymację do stanowienia prawa.
Moralne zwycięstwo ma charakter wewnętrzny i jest bez znaczenia w obliczu systemu. Może stanowić co najwyżej inspirację dla następnych pokoleń. Polityczne zaś zwycięstwo nad autonomią moralną jednostki jest w gruncie rzeczy objawem totalnej klęski państwa, czego konsekwencje ponoszą wszystkie strony umowy społecznej. Oznacza to bowiem, że jako osoby kierujące się normami moralnymi jesteśmy całkowicie samotni i opuszczeni, a nasze moralne wybory są zawsze antysystemowe. Nasze czyny mogą mieć co najwyżej wartość w perspektywie eschatologicznej, ale są pozbawione wpływu na teraźniejszość. Natomiast państwo, które każe obywatelom dokonywać wyboru między moralnością a prawem, jest państwem upadłym.
Konsekwencje takiego stanu rzeczy są dalekosiężne i dobrze przetestowane na przestrzeni dziejów.