Nasz kraj został obroniony przed piątką dzieci, szóstką kobiet i trzema mężczyznami / Felieton
🟥 Piątka dzieci, sześć kobiet i trzech mężczyzn.
🟥 To jest success rate obronności Straży Granicznej: od początku roku do dziś na regularnym i jedynym przejściu granicznym z Białorusią wypchnięto 14 osób proszących o ochronę w Polsce, z tych którym próbowaliśmy pomóc.
🟥Te 14 to: samotna dziewczyna z Somalii, która kolejny miesiąc siedzi w białoruskim areszcie deportacyjnym, iracka rodzina z trójką dzieci, samotna dziewczyna z Komorów, rodzina z Afganistanu z dwójką dzieci (wczoraj), dwie młode dziewczyny i jeden chłopak z Komorów (dzisiaj).
Nasz kraj został obroniony przed piątką dzieci, szóstką kobiet i trzema mężczyznami, z czego dwóch to ojcowie wypchniętych dzieci.
Nie wpuściliśmy dzieci z Afganistanu, dziewczyny torturowanej przez bojówki islamskie ani młodych ludzi uciekających przed prześladowaniami po sfałszowanych w ich kraju wyborach w styczniu tego roku.
Możemy spać spokojnie
Próby wypchnięcia były także wcześniej, w wypadku ojca z nastoletnią córką z Afganistanu (żona i młodsze dziecko zostało aresztowane na Białorusi podczas łapanki i siłowo deportowane do kraju pochodzenia, gdzie muszą się ukrywać), samotnego Afgańczyka oraz czterech osób, starszej pani z Syrii, kobiety z Kamerunu, chłopaka z Iraku i kolejnego Afgańczyka, które zostały wypchnięte, ale potem cudem udało im się próbować drugi raz, za którym SG ich jednak wpuściła, bo nagle funkcjonariusze usłyszeli prośby o ochronę.
W ich wypadku oficjalnie powtarzana bajka brzmiała dokładnie tak jak ta o Afgańczykach – że przyszli nie prosić o ochronę. Tak po prostu sobie przyszli postać na moście i poopowiadać o swoim życiu Polakom w mundurach.
Chociaż wczoraj afgańskiemu ojcu uciekającemu z rodziną przed talibami nie było łatwo opowiadać o życiu. Wzięli go do budki, zabrali telefon, a do komunikacji służył Google Translator na telefonie funkcjonariusza. Strażnik zadawał pytania, które były automatycznie tłumaczone na perski, ale – jak opowiada N. – nie specjalnie czekał na odpowiedzi.
– Zabrali mi mój telefon, nie mogłem korzystać z drugiego translatora. Nie czekali na to, co odpowiem – jak miałem wyjaśnić, w jakiej jesteśmy sytuacji?
Nie wiem jak. Pewnie powinien był mówić po polsku. Jak można być uchodźcą i mówić do funkcjonariuszy w języku, którego nie rozumieją?
I jeszcze impresje o ludziach, ich kulturze osobistej i godności. Impresje, które łamią mi serce. Gdy dzwoniłam wczoraj wieczorem do Afgańczyków, żeby jeszcze raz dokładnie wszystko omówić z pomocą tłumacza i jeszcze raz usłyszeć, co się po kolei działo, N. odpowiedział tak:
– Przede wszystkim chcemy cię przeprosić. Musisz być bardzo nami zmęczona. Na pewno się nie wyspałaś i cały ten dzień cię zmęczył, jest nam bardzo przykro z tego powodu.
To powiedział mężczyzna, który został wytargany za ucho przez funkcjonariusza, którego żona była szarpana i wpychana do samochodu, którego dziecko w szarpaninie upadło z okna samochodu na asfalt i jeszcze wiele godzin później, w nocy, siedziało wystraszone, a dziś choruje.
Tak potraktowany człowiek, dawny współpracownik Amerykanów i Polaków podczas ich bytności w Afganistanie mówi mi, Polce, obywatelce tego kraju, który nie przestrzega prawa nawet na oficjalnym przejściu granicznym, nawet wobec małych dzieci, że mnie przeprasza za kłopot…
PS Zdjęcie ilustrujące artykuł przedstawia afgańskie dziecko, przed którym Straż Graniczna „obroniła” Polskę.
Brak mi słów. Może poza jednym hasłem, którego jeszcze kilka miesięcy temu nie znosiłam: „PiS PO jedno zło”.