Przeciwko najsłabszym z najsłabszych. Rząd chce zawiesić prawa człowieka
🟥 Nie wyobrażam sobie, że strażnik graniczny zobaczyłby matkę z dzieckiem i odmówiłby wpuszczenia ich do Polski – powiedział podczas wtorkowego (04.02) publicznego wysłuchania rządowego projektu ustawy o zawieszeniu prawa do ubiegania się o ochronę międzynarodową wiceminister MSWiA Maciej Duszczyk.
Wywołał tym stwierdzeniem burzę wśród zebranych w Sejmie na Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych przedstawicieli strony społecznej, których zdania wreszcie zechciano wysłuchać. Bo albo minister świadomie minął się z prawdą, albo jest skandalicznie niedoinformowany. Takich sytuacji, gdy strażnicy graniczni nie wpuszczają na terytorium RP, lub nie pozwalają na złożenie wniosku o ochronę międzynarodową i wywożą do Białorusi całe rodziny z dziećmi, jest na granicy mnóstwo. Świetnie udokumentowanych. Poczynając od dramatu kurdyjskich rodzin z malutkimi dziećmi wywiezionych spod placówki w Michałowie we wrześniu 2021 roku, poprzez nastoletnie Somalijki – prawdopodobnie ofiary handlu ludźmi, uczepione płotu po jego wschodniej stronie i błagające Polskę o miłosierdzie w maju 2024 roku, aż po stosowaną do dziś praktykę wypychania rodzin próbujących złożyć wnioski azylowe na przejściu granicznym w Terespolu.
O tym wszystkim zdaje się nie wiedzieć urzędnik państwowy, pracujący nad strategią migracyjną i serwujący teraz nowelizację ustawy, wprowadzającą czasowe, terytorialne zawieszenie procedur azylowych, czyli sankcjonującą obecnie panujące bezprawie.
Ministrze, matki z dziećmi też nie są wpuszczane!
Minister Duszczyk bronił nowelizacji na koniec spotkania z przedstawicielami organizacji pozarządowych i międzynarodowych w sejmie, po wysłuchaniu ich miażdżących opinii. Mówił o wyzwaniach, z jakimi polskie państwo mierzy się na granicy z Białorusią, o tym, że „przyszedł gorszy czas”, że sytuacja jest wyjątkowa: „mamy wojnę za jedną granicą i reżim, który współpracuje z innym reżimem, żeby nas zdestabilizować”. Tłumaczył, że proponowana przez rząd ustawa jest „ekstraordynaryjna”, ale i zawiera niezbędne „bezpieczniki”, które konsultował z Komisją Europejską: wyłączenia muszą być „czasowe, terytorialne i proporcjonalne”. Omawiając wymóg proporcjonalności, przybliżał grupy szczególnie wrażliwe, czyli np. małoletnich bez opieki, o wpuszczeniu których na terytorium RP miałby decydować strażnik. Albo kobiety w ciąży. Albo z dziećmi.
– Nie wyobrażam sobie, że jakikolwiek strażnik graniczny zobaczyłby matkę z dzieckiem i odmówiłby wpuszczenia do Polski. Takie sytuacje nie mogą się wydarzyć – ku ogólnemu zdumieniu oświadczył minister Duszczyk. – Nie ma żadnego przyzwolenia na tego typu zachowania. I nie może być, ponieważ państwo nie może w taki sposób funkcjonować. Jeżeli takie sytuacje miałyby miejsce, to taka osoba zostałaby osądzona ze wszystkimi możliwymi konsekwencjami prawnymi, ponieważ jest to złamanie nie tylko zasady prawnej, ale i etycznej, moralnej.
– Pan Maciej Duszczyk ma chyba wybitnie małą wyobraźnię, a dodatkowo nie czyta prasy, gdyż takie sytuacje ostatnio notorycznie mają miejsce na przejściu granicznym Brześć-Terespol. O tym, co się dzieje w przygranicznych lasach nawet nie wspomnę – komentuje w mediach społecznościowych Marek Męczyński z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego.
– Osobiście rozmawiałem też w zeszłym roku z rodzinami z dziećmi, które siedziały na pasku Polski za płotem, prosząc o pomoc medyczną, przyjęcie wniosków lub choćby trochę jedzenia i czystej wody do picia, a zamiast tego zostały potraktowane żelem pieprzowym (najmłodsze dziecko spryskane gazem miało kilka miesięcy) – dodaje Męczyński.
Na granicy cierpią mężczyźni, kobiety i dzieci
Ministrowi podczas publicznego wysłuchania usiłowało otworzyć oczy kilkudziesięciu przedstawicieli organizacji społecznych. W wystąpieniu Kevina J. Allena, przedstawiciela Biura Wysokiego Komisarza ONZ ds. Uchodźców (UNHCR) w Polsce znalazł się obszerny fragment dotyczący zobowiązań międzynarodowych, jakie przyjęła na siebie Polska, zwłaszcza zasady non refoulement z art. 33 ust. 1 Konwencji genewskiej, która stanowi, że uchodźcy nie mogą być zawróceni do kraju pochodzenia ani żadnego innego miejsca, w którym byliby narażeni na prześladowania lub ryzyko odesłania tam, gdzie byliby narażeni na prześladowania lub poważną krzywdę.
Dlatego tak istotna jest zindywidualizowana ocena każdej sytuacji. „Bezpieczniki” Duszczyka, proponowane wyjątki i ocena strażnika nie zadziałają.
– Wiele osób potrzebujących ochrony międzynarodowej będzie nadal wykluczonych. Na przykład silny mężczyzna, który nie wykazuje cech osoby wymagającej szczególnego traktowania, ryzykuje śmiercią lub torturami, jeśli zostanie zawrócony do kraju pochodzenia. To, czy ma uzasadnioną obawę przed prześladowaniem, nie jest widoczne na pierwszy rzut oka i wymaga dokładnej oceny prawnej – podkreślał przedstawiciel UNHCR.
O tym, jakiego cierpienia doświadczają migranci i uchodźcy po obu stronach granicy, mówił dobitnie przedstawiciel Fundacji Lekarze Bez Granic, obecnej w podlaskich lasach – w ciągu ostatnich dwóch lat udzieliła ona pomocy medycznej około 450 osobom. Jedna trzecia pacjentów to kobiety i dzieci. Połowa pacjentów doznała urazów fizycznych związanych z przemocą, której doświadczyli zarówno w Polsce, jak i na Białorusi.
– Cierpienie to jest bezpośrednią konsekwencja coraz bardziej restrykcyjnej i dehumanizującej polityki. Taka jest rzeczywistość na granicy: niekończący się cykl pushbacków i przemocy, braku człowieczeństwa. Od 2021 roku zmiany legislacyjne w Polsce stopniowo ograniczały prawo do ubiegania się o ochronę międzynarodową, a kulminacją jest obecna propozycja dalszego ograniczenia tego prawa. Uważamy, że jeśli nowelizacja wejdzie w życie, doprowadzi do dramatycznych konsekwencji humanitarnych. Coraz częstsze pushbacki i nieprzyjmowanie wniosków o ochronę doprowadzą do coraz większej liczby osób uwięzionych po wschodniej stronie płotu, a ostatecznie do jeszcze większego cierpienia i potencjalnych ofiar śmiertelnych. Nie możemy przymykać oczu na ludzkie koszty tej polityki – w tak przejmujący sposób Lekarze Bez Granic apelują do polskich parlamentarzystów o przerwanie łańcucha przemocy na granicy.
Aleksandra Gulińska, reprezentująca Stowarzyszenie Egala i Stowarzyszenie We Are Monitoring (oba wchodzące w skład Grupy Granica) także przybliżała wstrząsającą rzeczywistość pogranicza – w ciągu ponad 3 lat kryzysu zgłosiło się do nich z prośbą o pomoc ponad 22 tysiące osób, udzielili jej niemal 12 tysiącom. Chodzi o wolontariuszy, wychodzących do lasu z plecakami z wodą, jedzeniem, suchym ubraniem, opatrunkami. Są obecni na miejscu od pierwszej jesieni kryzysu, 2021 roku. Na początku przy wielkiej mobilizacji organizacji społecznych, przy wsparciu biura Rzecznika Praw Obywatelskich, udawało się skutecznie składać wnioski o ochronę międzynarodową, jednak z czasem szanse te malały.
Dlatego Gulińska mówiła: – My już w tym miejscu byliśmy. Ale obostrzenia nie spowodowały zniknięcia szlaku, a jedynie to, że państwo tych ludzi nie widziało. Wszyscy, którzy przeżyli ten szlak i nie zmarli po drodze, do Unii prędzej czy później wjechali. Czy to brzmi jak odzyskiwanie kontroli? Raczej nie. Rząd nie do końca ma pojęcie ile osób przekracza tę granicę i nie ma nad tym zjawiskiem zbyt dużej kontroli, czy zatem ewentualne zawieszenie prawa do złożenia wniosku o ochronę nie spowoduje jeszcze większego chaosu i zwiększenia szarej strefy na granicy?
– Systemowe wyrzucanie ludzi za płot kontroli na granicy nie przywróci. Wobec braku bezpiecznych i efektywnych sposobów ubiegania się o miejsce w Polsce, poszukującym ochrony nie pozostanie nic innego, jak próby przekroczenia płotu, do skutku – dodawała Beata Siemaszko ze Stowarzyszenia No To Ci Pomogę, przywołując liczne przykłady interwencji humanitarnych w lesie i przypadki, kiedy postępowanie wobec uchodźców było zależne od dobrej lub złej woli strażników granicznych.
Prawnicy: ustawa nie do przyjęcia
Przedstawiciel Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka przyznawał, że w dzisiejszych realiach trudno apelować o poszanowanie zasad humanitaryzmu, dlatego skupił się na apelu o poszanowanie Konstytucji.
– Traktując Polskę jako demokratyczne państwo prawa, nie powinniśmy godzić się na rozwiązania, które pozwalają funkcjonariuszom w tak arbitralny sposób podejmować decyzje wobec kogokolwiek, kto znajduje się pod jurysdykcją tego państwa. Dzisiaj są to cudzoziemcy, grupa stosunkowo niewielka, ale kto wie, czy ten sam mechanizm nie będzie wykorzystywany wobec obywateli RP – mówił Marcin Sośniak, koordynator działu migracyjnego HFPC.
Adam Chmura w imieniu Rzecznika Praw Dziecka przedstawił krytyczne stanowisko wobec proponowanych zmian, zwracając uwagę na brak w projekcie indywidualnej oceny sytuacji: – Państwo ma prawo bronić się przed zagrożeniami dla jego bezpieczeństwa, ale powinno robić to w taki sposób, który nie pozbawia indywidualnej oceny sytuacji danej osoby, która jest nośnikiem godności, praw i wolności każdej osoby ludzkiej.
Krajowa Izba Radców Prawnych oraz Naczelna Rada Adwokacka suchej nitki nie zostawiły na rządowym projekcie. Negatywnie zaopiniowały go oba samorządy prawnicze, zrzeszające kilkadziesiąt tysięcy prawników.
– Projekt ustawy w obecnych brzmieniu nie nadaje się do przyjęcia nawet po poprawkach – oświadczył Filip Rakoczy w imieniu Krajowej Izby Radców Prawnych.
Stowarzyszenie Interwencji Prawnej również jest zdania, że jest to ustawa nie do przyjęcia: „To dokument niebezpieczny i polityczny – sprzeczny z Konstytucją RP, prawem międzynarodowym i podstawowymi prawami człowieka”. Bezpośrednie, rażące naruszenie Konstytucji RP dotyczy jej artykułu, gwarantującego cudzoziemcom możliwość ubiegania się o przyznanie statusu uchodźcy, zgodnie z wiążącym Rzeczpospolitą Polską umowami międzynarodowymi.
– Ten projekt sprzedawany jest jako nowy wizjonerski pomysł na zarządzanie migracją, gdyż używa argumentu bezpieczeństwa, żeby ograniczać podstawowe prawa cudzoziemców. Ale Polska robi to już od lat – używa tego argumentu zarówno w przypadku relokacji, jak i ograniczania dostępu uchodźców do polskiego terytorium na przejściach granicznych, i za każdym razem od trybunałów europejskich dostaje czerwoną kartkę – zwracała uwagę Katarzyna Słubik z SIP.
Aleksandra Chrzanowska z SIP kwitowała projekt ustawy: – To prezent dla Łukaszenki, który udowadnia, że kraj Unii Europejskiej, nakładającej na niego sankcje za deptanie praworządności, bez mrugnięcia okiem gra w jego grę i to według narzuconych przez niego zasad. To także prezent dla przemytników i handlarzy ludźmi, którzy będą mogli jeszcze bardziej bezlitośnie wykorzystywać tych, którzy dla ratowania życia uciekają ze swoich krajów.
To po prostu nie działa
Także Alexander Stachurski w imieniu Amnesty International Polska zwracał uwagę na nieskuteczność forsowanych rozwiązań: – Wiemy już od kilku lat, że to po prostu nie działa. Ani zapora, ani rozporządzenie pushbackowe, ani ustawa sankcjonująca ten stan nie przynosi efektów w postaci zmniejszenia liczby przyjazdów. Nie może takiego efektu przynieść, dlatego że mówimy o osobach, które często przyjeżdżają w sytuacji zagrożenia życia i żadne rozwiązania legislacyjne po naszej stronie nie będą wystarczającą motywacją przeciwną.
Przytaczał statystyki UDSC, zgodnie z którymi w ubiegłym roku złożono około 17 tys. wniosków o ochronę międzynarodową, z czego około 12 tys. pochodziło od obywateli Białorusi, Rosji i Ukrainy (którzy zgodnie z projektem nie będą objęci wyłączeniem przyjmowania wniosków). Mowa jest więc o 5 tys. wniosków cudzoziemców z innych krajów, złożonych w ubiegłym roku.
– Czy te 5 tysięcy osób naprawdę zamierzacie państwo poświęcić w imię opacznie rozumianego bezpieczeństwa, w imię ciężkiej do uzasadnienia decyzji w stosunku do osób, które najbardziej potrzebują naszej pomocy? – pytał parlamentarzystów i stronę rządową Alexander Stachurski. – Powiedzmy wprost o tym, co jest prawdziwym zagrożeniem dla bezpieczeństwa – to polityka rządu, która godzi w prawa człowieka, w uzgodnione w konwencjach, wypracowane przez społeczność międzynarodową standardy, które mają chronić nas wszystkich. Jeżeli ta ustawa zostanie przyjęta w takim kształcie, to obudzimy się w państwie mniej bezpiecznym dla nas wszystkich.
O braku skuteczności wypowiedział się też Mateusz Luft z Klubu Inteligencji Katolickiej, tak opisując logikę projektu: „jak nie działa, to dajmy jeszcze więcej tego samego”: – Pushbacki nie powodują odzyskania kontroli, przywrócenia bezpieczeństwa, wręcz odwrotnie – mamy na granicy chaos. W wyniku pushbacków nasza granica jest dziurawa.
Wskazywał, że każda decyzja o losie migranta powinna wiązać się z jakiegoś rodzaju procedurą, która jest zewnętrznie kontrolowalna.
– Zawieszenie prawa do azylu – automatyczne wyrzucanie wszystkich – pozbawia instytucje państwa polskiego narzędzi walki ze zorganizowaną przestępczością, z handlem ludźmi i spycha migrację do szarej strefy – ostrzegał Luft.
Instrument prawicowego populizmu
Bogumił Kolmasiak z Fundacji Akcja Demokracja wskazywał na jeszcze jeden skutek wprowadzenia takiego prawa: – Pozostawi po sobie ksenofobiczne społeczeństwo, nieprzygotowane na przyszłość.
Działacz społeczny Piotr Cykowski powiedział: – Działam wystarczająco długo, by wiedzieć, że demokracja i prawa człowieka są w permanentnym starciu z polityką i populizmem. Nie mam złudzenia, że decyzja o tej ustawie nie zapada w tej komisji, a tempo prac i bezkarność polityki w postaci obecnego braku kontroli konstytucyjności jest instrumentem prawicowego populizmu, który dziś obraca się przeciwko najsłabszym z najsłabszych. (…) Osoby wykluczone z debaty dziś to te, których jedynym głosem jest kartka z napisem „proszę o udzielenie pomocy międzynarodowej”. Będą państwo wkrótce głosować czy Straż Graniczna tę kartkę z napisem ubiegam się o ochronę międzynarodową, która zawiera sedno praw człowieka, pogniecie i wyrzuci do kosza.
Mimo takiej krytyki, strona rządowa z projektu się nie wycofuje. W środę (05.02) będą nad nim dyskutować i głosować członkowie sejmowej komisji.