Subskrybuj

Holland o zawieszeniu prawa do azylu: „niemoralne, politycznie beznadziejnie głupie i krótkowzroczne”

10 minutes
147

🟥 „Czy naprawdę mamy zaprzepaszczać wszystko, co stanowiło szczepionkę przeciwko faszyzmowi, nacjonalizmowi i rasizmowi po drugiej wojnie światowej? Mamy to skopać? Uznać za niepotrzebne? – pytała dziś podczas protestu pod kancelarią premiera reżyserka Agnieszka Holland. I przestrzegała, że „żadna polityka liberalno-demokratyczna nie wygrała z faszyzmem przejmując jego agendę”.

We wtorek, 22 października o godz. 11 zaczął się pod siedzibą kancelarii prezesa Rady Ministrów protest, zorganizowany przez Obywateli RP i Ogólnopolski Strajk Kobiet, a wsparty przez inne organizacje, ratowników humanitarnych i obrońców demokracji. Przyszli z transparentami (np. „Zatrzymać i rozliczyć zbrodnie na granicy białoruskiej”), z pomarańczowymi flagami uchodźczymi i zdjęciami ukrywających się w lesie ludzi w drodze. Demonstrowali swoją niezgodę na łamiące prawo wywózki na granicy polsko-białoruskiej, które wciąż mają miejsce przy aprobacie obecnej władzy, a przede wszystkim na nowy pomysł rządzących, jaki premier Donald Tusk zaserwował w rocznicę wygranych wyborów – polegający na „czasowym terytorialnym zawieszeniu prawa do azylu”.

Nie mamy kryzysu migracyjnego. To polityczne złoto

Przemawiając przed kancelarią Tuska, Agnieszka Holland, twórczyni humanitarnego arcydzieła „Zielona granica”, obsypanego nagrodami w Polsce i Europie, mówiła o ogromnej konfuzji i rozczarowaniu. Mówiła, że wielu z obecnych podczas demonstracji ostatnie osiem lat swojego życia poświęciło obronie Konstytucji, która nie jest dla nich pustym słowem. Tej obronie poświęcili swoje zdrowie, dostatek, życie zawodowe, rodzinne. I teraz ta Konstytucja znów jest łamana „przy aplauzie większości społeczeństwa – które zostało zmanipulowane taką najprostszą propagandą strachu, który żywi się kłamstwem, rasizmem, nienawiścią”. – To, co politycy dzisiejszej władzy nam mówili kiedy byli w opozycji, to były tylko pozory. Taki chwyt – gorzko konstatowała reżyserka.

Opowiadała o jednym ze swoich licznych spotkań z publicznością – osobistych i online – tym razem w Amsterdamie, także z wybitnym ekspertem ds. migracji, podczas którego uświadomiła sobie: – W tej chwili nie mamy kryzysu migracyjnego. Liczba migrantów na granicach Europy jest mniejsza niż była przed rokiem, przed pięciu laty, na pewno mniejsza niż w okolicach roku 2015. Jest to kilkaset tysięcy ludzi rocznie, a poniżej 2 tys. osób na granicy polsko-białoruskiej. Czy naprawdę to jest największe niebezpieczeństwo, które nam teraz grozi? Czy naprawdę mamy zaprzepaszczać wszystko, co stanowiło szczepionkę przeciwko faszyzmowi, nacjonalizmowi i rasizmowi po drugiej wojnie światowej? Mamy to skopać? Uznać za niepotrzebne? Ponieważ kryzys migracyjny to jest parę tysięcy osób na naszej granicy czy paręset tysięcy ludzi na granicach Europy? Migracja jest, była i będzie. Jest często wyzwaniem, problemem społecznym, ale też – i zrozumieli to najpierw politycy prawicowi i populistyczni, a teraz także ci centrowi – to jest kryzys polityczny. Politycy z jednej i z drugiej strony zobaczyli w nim polityczne złoto. I pomyśleli, że najłatwiej będą zdobywać wyborcze zwycięstwa stwarzając problem, szczując na ludzi, konstruując figurę wroga – migranta, kozła ofiarnego, zagrożenia, a następnie niby to rozwiązując w taki sposób, który wydaje się radykalny. Łamiąc jednocześnie prawa, które są także naszymi prawami. Jeżeli dla Europy stanie się jasne, że azyl jest pustym dźwiękiem, to może się okazać, że za rok, dwa, trzy – kiedy znajdziemy się na granicy wschodniej, skąd jest prawdziwe zagrożenie, nie w postaci ludzi o innym kolorze skóry ale tych, którzy manipulują każdym możliwym elementem rzeczywistości żeby nam zagrozić – okaże się, że dla nas też nie ma tego prawa azylu – mówiła Agnieszka Holland.

Drugi raz nie zagłosują

Holland podkreślała: – To przecież nie jest tak, że prawa dotyczą tylko jednej kategorii ludzi – podludzi. W momencie, kiedy dzielimy ludzi na tych, którzy mają prawo do bezpieczeństwa, i tych, którzy nie mają takiego prawa, na tych, którzy mogą żyć, i tych, którzy nie mogą żyć, przyjmujemy faszystowską agendę. A doświadczenie zarówno historii, jak i współczesności, doświadczenie polityczne pokazuje, że żadna polityka liberalno-demokratyczna nie wygrała z faszyzmem w taki sposób, że przyjmowała jego agendę. To się po prostu nie udaje. Także już abstrahując od tego jak niemoralne to jest, jak podłe to jest, jak groźne to jest dla naszej tkanki moralnej, dla naszego poczucia człowieczeństwa, to jest to po prostu politycznie beznadziejnie głupie i krótkowzroczne.

Nawiązała do ostatnich wyborów parlamentarnych: – Te 25 proc. osób. które poszły do wyborów wyjątkowo, w uniesieniu i nadziei, że polityka może być inna, nie pójdą już do wyborów. (…) Największa ich część nie pójdzie do wyborów i wynik tych wyborów już nie będzie taki jak tego pięknego dnia 15 października 2023 roku. Ale niezależnie od tego jak politycznie to analizujemy – jak mówię, jest to kryzys polityczny, więc myślę, że trzeba na niego patrzeć również z punktu widzenia politycznej skuteczności, przyzwoitości, koherencji – to kiedy robiliśmy nasz film, chodziło nam o to, żeby pokazać, że każdy jest człowiekiem. Niezależnie od tego jakie są ruchy geopolityczne i ideologie, jakie są agendy takich czy innych władz czy krajów, to każdy z nas jest człowiekiem, który stoi przed wyborem, który cierpi, marzy, śmieje się, cieszy, kocha i który ma prawo do godnego, bezpiecznego życia.

Znów na straży Konstytucji

Wśród organizatorów wtorkowej demonstracji są osoby, które przez ostatnie osiem lat rządów PiS protestowały stale, a teraz są coraz bardziej rozczarowane polityką „uśmiechniętej koalicji”. Teraz wyciągnęły i odkurzyły hasła, którymi przeciwstawiały się łamaniu demokracji przez Prawo i Sprawiedliwość, np. „Nie w moim imieniu”. Demonstrację pod KPRM zorganizowały pod hasłem „Azyl, prawo konstytucja”.

Tak organizatorzy motywowali konieczność zabrania głosu: „W rocznicę wyborów parlamentarnych, wygranych pod hasłami obrony praw człowieka i Konstytucji dostaliśmy w ramach strategii migracyjnej zapowiedź łamania artykułu 56 Konstytucji RP i słabo zakamuflowaną rasistowską retorykę. Prawa człowieka i przestrzeganie Konstytucji traktujemy poważnie, nie jako marketing wyborczy. Naruszenie tych zasad przez aparat demokratycznego państwa uważamy za niedopuszczalne i niszczące fundamenty, na których takie państwo jest budowane. Za niszczenie fundamentów, na których zbudowana została wspólnota europejska. Prawo do ochrony międzynarodowej jest prawem człowieka zapisanym w umowach międzynarodowych, jest też gwarantowane w artykule 56 Konstytucji RP. Nie zgadzamy się na łamanie Konstytucji i umów międzynarodowych, które gwarantują prawo ubiegania się o ochronę międzynarodową. Nie zgadzamy się, by obrażano naszą inteligencję wmawiając nam, że kilka tysięcy wniosków złożonych w tym roku przez uchodźców na granicy białoruskiej jest „zagrożeniem bezpieczeństwa” i „nadużyciem prawa do azylu”. 

Nie zgadzamy się na straszenie nas ludźmi, którzy różnią się od nas językiem, karnacją, czy religią.

Nie zgadzamy się wreszcie na wypisywanie nas w kolejnym obszarze z regulacji unijnych.

Jest to nie tylko nie do przyjęcia moralnie, ale i skrajnie nieodpowiedzialne. Polacy znacznie częściej byli w historii uchodźcami niż przyjmowali uchodźców. Sytuacja geopolityczna i klimatyczna jest taka, że mogą być nimi również w przyszłości. Rozmontowywanie europejskiego systemu azylowego nie ma nic wspólnego z naszym bezpieczeństwem – przeciwnie, może okazać się dla nas śmiertelnie niebezpieczne”.

W przemówieniach podczas protestu przewijały się argumenty prawne: – Czasowe i terytorialne ograniczenie prawa do azylu to jest czasowe i terytorialne zawieszenie konstytucji RP, i czasowe i terytorialne zawieszenie konwencji międzynarodowych, nie tylko Konwencji genewskiej.

I statystyki: – W tym roku zostało złożonych mniej niż 10 tys. wniosków o ochronę międzynarodową w Polsce, a 70 proc. z nich to wnioski od obywateli Białoruś, Ukrainy i Rosji.

– Więc ta ogromna liczba uchodźców, która nas zalewa, przeciwko której mamy się bronić, to jest może 2 tys. w tym roku. O czym my w ogóle tutaj mówimy? To jest czysta propaganda, która ma wywołać nastroje ksenofobiczne. Jest to wchodzenie w buty nie tylko PiS-u, i Konfederacji. To działanie polityków przerażonych tym, że mogą utracić władzę – mówiła podczas protestu Magdalena Pecul-Kudelska z ruchu Obywatele RP.

Kto, jeśli nie my?

W tym samym czasie na kanale Czaban Robi Raban (gdzie można było też oglądać relację z protestu transmitowaną przez Obywateli RP) z Piotrem Czabanem rozmawiał Kamil Syller, prawnik, mieszkaniec pogranicza zaangażowany w niesienie pomocy humanitarnej.

– Wygrał pragmatyzm, który niestety stał się karykaturą pragmatyzmu, czyli rządzący wybrali rozwiązania najbrudniejsze – mówił w odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że siły przed rokiem będące jeszcze w opozycji i nawołujące do przestrzegania Konstytucji i praw człowieka, po przejęciu władzy wykonały woltę i postulują zawieszenie prawa podstawowego – możliwości ubiegania się o ochronę międzynarodową. Dodał, że organizacje i jednostki stojące na straży praw człowieka, w tym miejscu pozostaną:– My nie możemy się zgodzić się na pewne rzeczy, mimo tego, że część tych rozwiązań możemy tak po ludzku rozumieć.

Syller przypomniał wyrok Trybunału Sprawiedliwości sprzed kilku miesięcy – dotyczący Węgier i zatrzymania uchodźców w strefach tranzytowych bez możliwości złożenia wniosków – w którym kara opiewa na 200 mln euro plus milion euro za każdy dzień do momentu usunięcia nieprawidłowości. Przyznawał, że wie, iż Komisja Europejska a zwłaszcza kraje, do których przez Polskę docierają migranci, przyklasnęły Tuskowi.

– Trzeba jednak postawić jakąś granicę i kto to zrobi jeśli nie my – mówi Kamil Syller. – Została nas garstka osób i organizacji, które protestują. Bardzo doceniam i wspieram.

Na polsko-białoruskim pograniczu sprawa migracji wygląda inaczej niż z perspektywy Warszawy. Ratownicy codziennie wychodzą do lasu, by pomagać, bo dziennie około 20 osób przekracza granicę i prosi o pomoc humanitarną. Nie są to głównie młodzi mężczyźni w sposób agresywny próbujący sforsować granicę – „watahy”, o których mówił ostatnio minister Radosław Sikorski, tylko w znakomitej większości – przerażeni ludzie, przepychani z jednej strony granicy na drugą, cierpiący i torturowani, szukający tylko bezpieczeństwa i spokojnego miejsca do życia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *