Dialog dusz, czyli koncert uchodźców i migrantów / Opowiada Wawrzyniec Mąkinia
🟥 To będzie kilka słów na marginesie koncertu „Dialog dusz”: Jordi Savall / Waed Bouhassoun / Hespèrion XXI / Orpheus XXI, Pierre Boulez Saal – tak Wawrzyniec Mąkinia zaczyna opowieść, której punktem wyjścia był niezwykły koncert w Berlinie.
Ci, którzy rozumieją siebie i innych,
Zrozumieją:
Orient i Zachód
Nie mogą być już rozdzieleni.
Johann Wolfgang Goethe, Dywan Zachodu i Wschodu
Jordi Savall jest dzisiaj jedną z najważniejszych postaci europejskiej muzyki. Ten obecnie 83-letni kataloński wirtuoz violi da gamba, nauczyciel, dyrygent (wykonujący i nagrywający bez mała wszystko, co w muzyce europejskiej i iberoamerykańskiej powstało do końca XVIII, a w ostatnich latach nawet połowy XIX stulecia), kompozytor (także muzyki filmowej – pamiętne „Wszystkie poranki świata” – „Tous les matins du monde”, ale nie tylko), prócz tego wszystkiego stał się także niezwykle ważną osobą opowiadającą przez swoją twórczość, ale i bezpośrednią działalność, o konieczności i możliwościach poszukiwania dialogu i pokoju.
Jedną z tego form są również tworzone przez niego – wraz z muzykami różnych kultur – programy i nagrania. Pamiętne „Jerusalem” – opowieść o tysiącleciach historii Jerozolimy, stworzona wraz z muzykami żydowskimi, chrześcijańskimi i arabskimi (także Palestyńczykami) – była tego pięknym i przejmującym, ale nie jedynym świadectwem i przykładem.
„Dialog dusz” – tak nazwał Jordi Savall jeden ze swoich najnowszych programów. Niezwykły, także poprzez to, że współsygnuje go z syryjską pieśniarką i wirtuozką oud (lutni arabskiej) – Waed Bouhassoun, dopisując do tego jeszcze dwa zespoły – istniejący od 50 lat Hespèrion XXI oraz całkiem niedawno założony Orpheus XXI (lub 21). Hespèrion od zarania miał wykonywać muzykę dawną obszaru Morza Śródziemnego, bez podziału na kulturę i tradycję, z której muzyka się wywodzi i czerpie. Natomiast o tym drugim – Orpheus XXI – sam Savall pisał tak:
„To projekt, który narodził się jako inicjatywa społeczna i kulturalna, mająca na celu wspieranie zawodowych muzyków-uchodźców i imigrantów w Europie, trwał przez cały rok 2017 i 2018 dzięki istotnej współpracy Waed Bouhassoun i Moslema Rahala, dwóch wyjątkowych syryjskich muzyków. Wspólnie z nimi stworzyliśmy autorski program, prezentujący w tym nagraniu na żywo symboliczny temat „Drogi wygnania i nadziei”.
Grupa wspaniałych muzyków z Syrii, Bangladeszu, Białorusi, Maroka i Turcji zebrała się razem, aby rozwinąć ten projekt. Przy współpracy i pod nadzorem solistów z Hespèrion XXI, a także syryjskich muzyków Waed Bouhassoun i Moslema Rahala oraz ze mną, zespół Orpheus 21 zrealizował niezwykły projekt pedagogiczny i artystyczny, skupiający się na młodych muzykach-uchodźcach goszczonych w różnych miastach Europy, aby dać głos tej różnorodności wielowiekowej spuścizny muzycznej, która zachowała się w pamięci wszystkich tych niezwykłych muzyków. Nie zapominajmy, że wielu z nich, którzy dziś zmuszeni są stać się uchodźcami lub imigrantami w naszej nadmiernie zalęknionej i nieszczodrej Europie, jest nosicielami niepisanej pamięci, bogatej kultury muzycznej, która jest na skraju zaniku. Bo ta kultura wywodzi się z regionów, które przez wiele lat były wyniszczane straszliwymi wojnami, ślepym terrorem czy dzikim kolonializmem.”
Ale nie jest to całe wyjaśnienie tego, czym projekt Orpheus 21 był, czym się stał i skąd w ogóle się wziął.
Savall – jak wiele osób wie – od lat jest zaangażowany w różne działania na rzecz dialogu międzykulturowego. Wzięło się to z licznych podróży i doświadczenia muzyki, do której każdy w świecie śródziemnomorskim rościł sobie prawa, a która tak właściwie była niczyja i każdego jednocześnie.
Kiedyś, podczas koncertu w Krakowie, gorącym latem, w barokowym kościele, opowiadał, jak w różnych kulturach, rozsianych wokół całego śródziemnomorza (hespèrionu) i rozdzielonych tysiącami kilometrów, ten sam temat był religijnym hymnem, kołysanką lub pieśnią wykonywaną przez nowopoślubionych sobie małżonków w wieczór wesela. Zetknął się z tym próbując dotrzeć do świata małych enklaw, odciętych wspólnot, które przechowywały dawne tradycje (także muzyczne) w ustnym przekazie. A potem, studiując te dźwięki i linie melodyczne, zauważał ich podobieństwo do jeszcze innych, choćby ze średniowiecznie-europejskich tradycji.
Co ciekawe, gdy wtedy opowiadał o tym w Krakowie, a potem sięgał muzycznie do tych tradycji, to zawsze podkreślał to, co te kultury różniło, a nie uciekał się do dźwiękowego synkretyzmu. Bo – i to też w swym doświadczeniu zawsze bardzo podkreślał – chociaż zafascynowany jest pograniczami muzyki, kultury, religii, to równocześnie ma wielką świadomość tego, że by móc się na nich z drugim człowiekiem spotykać, musimy mieć głęboką wiedzę i świadomość tego, kim sami jesteśmy i skąd przychodzimy. Naszej własnej kultury, tradycji, korzeni.
I z tego wszystkiego tak naprawdę, w połączeniu z polityką i ludzką tragedią (wojny – w Afganistanie, Iraku, Syrii, migracje związane z ocieplaniem klimatu) narodził się Orpheus.
Była to z jednej strony próba ocalenia tych ułamków kultury i tradycji, które wraz z kryzysem migracyjnym do nas docierały w postaci zawodowych i niezawodowych, tradycyjnych muzyków, ale też próba ocalenia dla migrantów (i ich dzieci) ich tradycji, ich korzeni, wiedzy o tym, kim i skąd są. Była w tym też głęboka świadomość tego, że integracja nie oznacza tylko dostosowania się przybyszów, przyjęcia wartości, kultury i języka gospodarzy. Bo w takiej perspektywie zawsze będą skazani na bycie obywatelami drugiej kategorii, na odrzucenie przez odmienne od nich kulturowo społeczeństwo. To też oznacza wykorzenienie kolejnych pokoleń, które nieodmiennie prowadzi do tragedii osobistych i społecznych.
Integracja dla Savalla od lat jest poznaniem, ale oznacza to zawsze poznanie działające w dwie strony. Poznanie będące spotkaniem, prowadzącym nie tylko do tolerancji czy akceptacji (chociaż wciąż o takie namiastki walczymy), ale do wspólnoty, bo to ona oznacza możliwość współistnienia i współtworzenia.
Orpheus jest więc – prócz próby ocalenia tych potrzaskanych okruchów niszczonych właśnie odwiecznych wspólnot i kultur – także projektem służącym ich prezentacji, ale też przeniesienia dalej tradycji muzycznej (a co za tym idzie także wszelkiej innej), ukazywaniu jej bogactwa i bezcennej wartości.
Afirmującej odmienność kultur, każdej z nich, poprzez muzykę. Pokazującej to, jak wpływały na naszą kulturę czy historię w przeszłości. Stąd też włączenie do projektu instrumentalistów z Hespèriona XXI i wzbogacenie go o utwory z trzynastowiecznego francuskiego Le Manuscrit du Roi czy też wykorzystania kompozycji przypisywanych Alfonsowi X Mądremu, również żyjącemu w tym samym okresie królowi Kastylii, Leonu i Galicji.
Ale Jordi Savall ma też świadomość, że takie spotkanie nie może wykluczać. Nikogo. Nie może eliminować ze współczesności nikogo z tych, którzy są w niej obecni od – w tym wyjątkowym wypadku – tysiącleci. Stąd też włączenie do muzyki Orpheus 21 i muzyki sefardyjskiej, i tematów z różnych żydowskich tradycji – przez wieki była ona obecna w każdej wszak kulturze, wpływała na nią i z niej czerpała, a żydowska diaspora niemało przyczyniła się do szybkości i intensywności wymiany tematów, tradycji, sposobów gry i tworzenia muzyki, ale i wszelkich innych dziedzin sztuki.
Wszystko to w swoim bogactwie i wielowątkowości zabrzmiało ze sceny w berlińskiej Pierre Boulez Saal.
Sam zetknąłem się z Orfeuszem 21 już trochę czasu temu, w 2017 roku. Czyli po roku jego działalności – był to być może pierwszy ich wspólny koncert.
Rok później miałem okazję być chyba na drugim w historii koncercie podsumowującym edukacyjną część projektu Orpheus XXI w Abbay de Fontfroide, podczas odbywającej się tam wtedy 13 edycji „Festival Musique et Historie pour un Dialogue Interculturel” (Festiwal Muzyki i Historii na rzecz Dialogu Międzykulturowego).
To wtedy po raz pierwszy (i drugi) muzycy, ale i dzieci, dla których projekt ten był możliwością poznania i pielęgnowania muzycznych tradycji, zaprezentowali swoje doświadczenia. Waed Bouhassoun i Jordi Savall nazwali wtedy ich muzykę: „Musique pour la vie et la dignité” (Muzyka życia i godności). Ale to było wtedy dla wszystkich tam obecnych zupełnie oczywiste. Nietrudno o to, gdy na wystawie towarzyszącej festiwalowi przedstawione są zdjęcia akcji ratowania uchodźców/migrantów na Morzu Śródziemnym, i gdy przed koncertami i panelami dyskusyjnymi SOS Mediterranee prowadzi akcję z ulotkami i prosi o wsparcie.
Wtedy właśnie, w 2018 roku, wraz z Savallem i Hespèrionem zaprezentowali oni program nazwany „Dialogue des musiques chrétiennes, juives & musulmannes autour de la Méditerranée”, czyli „Dialog muzyki chrześcijańskiej, żydowskiej i muzułmańskiej wokół obszaru Morza Śródziemnego” (chociaż zdarzało im się sięgać i do bardziej odległych geograficznie tradycji). Ale tak naprawdę był to w znacznej mierze ten sam program, który teraz – chociaż z pewnymi zmianami – nazwali „Dialogiem dusz”.
Bo muzyka dla Savalla nie jest tylko doświadczeniem estetycznym. Jest językiem komunikacji i formą rozmowy (wymiany emocji i uczuć), tak samo jak kultura jest płaszczyzną porozumienia, na której ten dialog jest możliwy. Równocześnie – jak sam on zauważa – nie jest przecież tak, że muzyka dopiero dzięki naszej tej świadomości staje się tą pierwotną formą komunikacji.
Zauważamy to, bo ona taką formą jest, od kiedy tylko istnieje, od czasów najdawniejszych, tych przedhistorycznych. Pokazuje to też znakomicie w pełni historyczna (opisana przez ludzi wtedy żyjących i udokumentowana źródłowo) tradycja średniowiecznej, multikulturowej Hiszpanii (także tej muzycznej), do której Katalończyk wciąż i wciąż się odwołuje i której czuje się częścią.
Dla nas, dzięki Grekom, narzędziem poznania jest logos – rozumiane tu jako „słowo”. Ale jest i inny język, bardzo uniwersalny i zrozumiały dla wszystkich. Katalończyk opowiada o tym w taki sposób: „Sytuacja jest katastrofą. Pomimo tej tragedii i naszej jej świadomości, dalej staramy się w tę katastrologię brnąć. A przecież wszyscy jesteśmy ludźmi.
Jedynym w moim odczuciu sposobem walki z tym jest mówienie językiem, który nie jest skorumpowany, z „dobrymi intencjami”.
Bo jest jeszcze jeden aspekt tego – muzyka jest też dla niego formą nawiązywania relacji, a nawet więcej – sposobem budowania wspólnoty. W pierwszym rzędzie pomiędzy tymi, którzy tę muzykę wykonują. To oni muszą obdarzyć jego i siebie nawzajem zaufaniem oraz zrozumieniem. Ale gdy już wychodzą na scenę jako Hespèrion XXI i Orpheus 21 – zapraszają do niej każdego z nas, słuchaczy.
Cóż, wystarczy więc tylko uchylić drzwi swojej duszy, by – nawet gdy nie znamy języka pieśni – rozpoczął się dialog, intymna rozmowa. A od niej wszak wszystko się zaczyna.
Źródło tytułowego zdjęcia: Pierre Boulez Saal
Autorem artykułu jest Wawrzyniec Mąkinia – katolik, dziennikarz radiowy, wydawca muzyczny, organizator koncertów, członek Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego, Patron redakcji „Czaban Robi Raban”.
Opowieść na kanale Piotra ma także swoiste post scriptum. Jest to głos z przeszłości – powstało ono 2 lata temu. Ale warto to przypomnieć (mój wpis na portalu x z 01.12.2022):
„Wczoraj, po koncercie w Berlinie, chwilkę rozmawiałem z Jordi Savallem. To jedna z najważniejszych postaci dla muzyki dawnej drugiej połowy ubiegłego wieku i początku tego. Ale też człowiek-instytucja, laureat nagrody „Artists for Peace” UNESCO, od lat zaangażowany w pomaganie uchodźcom, w pomoc tym, którzy uciekają do Europy, także tym, którzy uciekają z ogarniętej wojną Ukrainy. I tworzący językiem muzyki międzykulturowy dialog na rzecz pokoju. Podziękowałem mu za jego muzykę, humanizm, ale przede wszystkim za to, co robił na rzecz uchodźców i ludzi z Ukrainy. A On prosił mnie, bym „w Jego imieniu podziękował wszystkim dobrym ludziom w Polsce, którzy w pomoc dla uchodźców z różnych stron świata i w tym z Ukrainy się zaangażowali”. Więc tą drogą bardzo Wam dziękuję.”
https://x.com/Wawrzyn89355055/status/1598429743002501120?t=UUXYqyDmjRXpm_5F0zzzOg&s=19