Subskrybuj

„Byle z dala od Kurdystanu”. Proces Piątki z Hajnówki

19 minutes
360

🟥 Kurdyjska rodzina, której pomagali oskarżeni aktywiści, uciekła z ojczyzny przed aranżowanym małżeństwem nastoletniej córki ze starszym mężczyzną. Wyprawę zorganizował ojciec – uratował bliskich, wywiózł do Niemiec. Tam zmarł. Trzecia rozprawa „Piątki Sprawiedliwych” dostarczyła wiedzy o tragicznym losie uchodźców.

Doceń pracę dziennikarki. Kliknij w baner i poznaj szczegóły.

Rozprawa ze środy, 14 maja – trzecia już rozprawa w procesie pięciorga aktywistów niosących pomoc humanitarną na pograniczu polsko-białoruskim – przyniosła też inny zwrot.

Nie, nie było to cofnięcie aktu oskarżenia, czego domagają się organizacje broniące praw człowieka. Do tej pory prokuratura zrównywała oskarżonych z przemytnikami, a prokurator Magdalena Rutyna zarzuciła oskarżonym działanie „wspólnie wspólnie i w porozumieniu, w celu osiągnięcia korzyści osobistej” dla obcokrajowców – obywateli Egiptu i Iraku, którzy „uprzednio przekroczyli granicę z Republiki Białorusi do Rzeczpospolitej wbrew przepisom”.

Mieli oni ułatwić tym osobom pobyt na terytorium Rzeczpospolitej Polskiej wbrew przepisom w ten sposób, że przyjechali po nie samochodami w rejon granicy państwowej i przewieźli je w głąb kraju. Dodatkowo inna korzyść osobista dla Egipcjanina i obywateli Iraku (dziewięcioosobowej rodziny z dziećmi) miałaby polegać na tym, że oskarżona Ewa Moroz-Keczyńska „dostarczała im pożywienie oraz ubranie podczas ich pobytu w lesie, instruowała imigrantów na okoliczność zatrzymania przez polskie organy ścigania, a nadto udzieliła schronienia i odpoczynku w domu na nieustalonej posesji”.

Groziła za to kara pozbawienia wolności do lat pięciu.

Teraz prokuratura złożyła wniosek o zmianę opisu i kwalifikacji prawnej czynu. Chce, by oskarżeni odpowiadali za organizację nielegalnego przekraczania granicy. Sankcja za ten czyn to aż do ośmiu lat więzienia.


Otulająca fala wsparcia

Proces zaczął się w Hajnówce, ale z racji na ogromne zainteresowanie osób wspierających oskarżoną piątkę oraz mediów, został przeniesiony do Sądu Rejonowego w Białymstoku, który dysponuje większą salą.

W środę rano, jak za każdym razem, pod jego budynkiem odbyła się demonstracja solidarności, z transparentami i okrzykami „Nigdy, przenigdy nie będziesz szła sama!”.

Małgorzata Sajkiewicz-Kręt, fotografka, animatorka kultury mówiła dziennikarzom:
– Wstałam dziś o 3 rano, żeby tu z Kielc dojechać, bo uważam, że to jest obowiązek każdego przyzwoitego człowieka, żeby powiedzieć „nie” temu, co się dzieje i temu, jak deptane są prawa człowieka. Piękną rzecz powiedziała Ewa [Moroz-Keczyńska, jedna z oskarżonych – red.] – zapytała, czego my uczymy młodych ludzi? Myślę, że każdy, kto sobie zada to pytanie i kto widzi, w jak niebezpiecznym kierunku zmierza teraz życie publiczne, powinien być właśnie tutaj. I powiedzieć: Nie, nie zgadzamy się, żeby na ławie oskarżonych zasiadali ludzie, którzy zachowują się po prostu przyzwoicie i w sytuacjach krańcowych, zagrożenia życia, ratują tych, którzy tego ratunku potrzebują. To nie oni powinni na tej ławie oskarżonych siedzieć.

Oskarżeni byli przejęci falą otulającego ich wsparcia. Przemawiali przed wejściem do budynku sądu:
– Dzięki, że jesteście. Pamiętajcie, że prawa człowieka są niezbywalne. Są prawami wszystkich nas.

Ewa Moroz-Keczyńska, dziękując zebranym mówiła:
– To już trzecia rozprawa, a Wy wciąż przybywacie ze wsparciem. To naprawdę niesamowite, że w środku tygodnia tak wielu z Was zostawiło swoje obowiązki i przyjechało tu, do Białegostoku. Nie wiem, jak dałabym radę bez Was, bo dzisiaj wcale nie jest łatwiej niż było miesiąc temu, czy na pierwszej rozprawie w styczniu. To dla mnie ogromny stres. Tym bardziej, że – jak pewnie wiecie – prokuratura nagle zmieniła zdanie. My od początku chcieliśmy jawności na sali sądowej. To prokuratura domagała się utajnienia, a teraz sama publikuje jakieś niesprecyzowane wycinki z innej sprawy, które nie mają z nami nic wspólnego. To jest przywilej prokuratury: mówić publicznie o tym, co nie zostało ujawnione na sali rozpraw. My tego przywileju nie mamy. Dlatego my idziemy na salę rozpraw. I tam, przy świadkach, będziemy o tym mówić. Reakcja pani prokurator jest taka może dlatego, że akt oskarżenia, który trafił do sądu, wywołał taką silną reakcję, że dostaliśmy tyle wsparcia – od Was, od znanych postaci życia publicznego, od autorytetów prawnych, a ostatnio, choć nie wprost, nawet od biskupa Zadarki z Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. migracji i uchodźców, który również podkreśla, że pomoc humanitarna nie może być kryminalizowana. Choć ja sama jestem wyznania prawosławnego, to cieszę się, że to chrześcijańskie przesłanie wybrzmiewa ze strony katolickich duchownych. To ważne. Bo w takich chwilach nie chodzi o różnice, tylko o wspólne człowieczeństwo.


Z demonstracji solidarności, jak i z samej rozprawy relację „prawie jak live” robił kolektyw Szpila, który zapewnia oskarżonym pomoc prawną (wraz z Helsińską Fundacją Praw Człowieka). Obrońcą oskarżonej piątki jest mec. Radosław Baszuk. Do postępowania w charakterze przedstawicieli społecznych dołączyły: Stowarzyszenie Interwencji Prawnej, Wolne Sądy i Naczelna Rada Adwokacka. W środę taki wniosek zgłosiła także Fundacja Obserwatorium Wyborcze, a orzekający w tej sprawie sędzia Adam Rodakowski wyraził zgodę. Na trzecią rozprawę stawiła się czwórka oskarżonych, a także przedstawiciele i przedstawicielki: Fundacji Helsińskiej, Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, Wolnych Sądów, Naczelnej Rady Adwokackiej. Obecni byli też pełnomocnicy Ordo Iuris i Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, również reprezentujący stronę społeczną.

I rzeczywiście już na wstępie sąd potwierdził, że prokuratura złożyła wniosek o zmianę kwalifikacji prawnej i opisu czynu, chcąc powrotu do cięższych zarzutów – o organizację nielegalnego przekraczania granicy.

„Tato chciał mnie chronić”
Zanim jednak o zmianie zarzutów, prześledźmy przesłuchania nowych świadków. Przynajmniej te rzucające najwięcej światła na drogę dziewięcioosobowej rodziny, której pomogli oskarżeni. W środę sąd przesłuchał w trybie telekonferencji dwie Kurdyjki – matkę i 20-letnią już dziś córkę. Łączyły się z sądu w Niemczech, gdzie dotarła rodzina. Okazało się, że niedawno zmarł tam ich mąż i ojciec. Ten, który według kobiet wszystkim się zajmował i je chronił. Złamana bólem po stracie męża żona niewiele pamiętała z wydarzeń na pograniczu (zresztą wówczas chorowała), ale córka, która w 2022 roku była jeszcze niepełnoletnia, teraz zeznała ważne szczegóły (w przesłuchaniu brał udział tłumacz z języka farsi):
– Jestem dziewczyną, w dodatku młodą. Tata o niczym mnie nie informował, nawet w obawie o moje życie. O wszystkim decydował. Podjął decyzję i nie było dyskusji, wszyscy musieli jechać za ojcem. Decyzją taty było pozostawienie Kurdystanu raz na zawsze. Obojętnie jakie miejsce na Ziemi, byle z dala od Kurdystanu.
Młoda Kurdyjka przyznała, że motywacje ojca poznała dopiero gdy byli bezpieczni:
– Po przyjeździe do Niemiec tato wyjaśnił powody ucieczki. Musiał oddać siłą swoją córkę starszemu mężczyźnie za żonę. Nie wiedziałam o tym. Dopiero jak dotarliśmy do Niemiec, tato wszystko powiedział, że chciał mnie chronić.
Rodzina na długo utknęła na granicy polsko-białoruskiej. Próbowała przekroczyć ją co najmniej dwa razy, ale się nie udawało. Przez trzy miesiące byli przetrzymywani w tymczasowym obozie w Bruzgach na Białorusi, gdzie panowały warunki urągające ludzkiej godności.
– Mieszaliśmy w hangarze wojskowym, woda była w wiadrach, jedzenia praktycznie nie było – zeznawała świadkini.
Z odczytanych podczas rozprawy, złożonych wcześniej zeznań ojca wynika, że kontakt do organizacji humanitarnych z Polski dostał od jakiejś osoby w Białorusi. Z kolei w 2022 roku zatrzymany razem z nimi Egipcjanin tłumaczył, że rodzina miała skorzystać z usług przemytników, ale oni się nie zjawili. Dlatego skontaktowano się z organizacjami pomocowymi. Właśnie oskarżona Ewa miała zapewnić rodzinie jedzenie i schronienie. Nikt nie płacił żadnych pieniędzy osobom, które dotarły z pomocą.
Szpila podkreśla:
– Wszystkie odczytywane zeznania z 2022 roku mówią o tym, że rodzina kontaktowała się z numerem, który dostała od kogoś z Białorusi, a który opisany im był jako numer do osób pomagającym uchodźcom. Co ważne, rozróżniają kontakt z przemytnikami, którzy nie chcieli odebrać ich z granicy od kontaktu z osobami związanymi z organizacjami pomocowymi. Te dwa kontakty w ich zeznaniach nie są tożsame.

Bo są kontakty z kurierami
Po przerwie sędzia odczytał wniosek o zmianę kwalifikacji prawnej i opisu czynu. Prokuratura domaga się, aby Piątka oskarżona była o „organizację nielegalnego przekraczania granicy polsko-białoruskiej”. Część – w taki sposób, że zorganizowała samochód z zamiarem transportu osób uchodźczych do innych krajów Unii Europejskiej, a Ewa – „poprzez instruowanie cudzoziemców, umieszczenie ich w tak zwanym obiekcie tymczasowym oraz organizację środka transportu z zamiarem wywiezienia ich do innych krajów UE”.
Prokuratura już dzień przed majową rozprawą ujawniła swoje wnioski dowodowe, zapowiadane zresztą przed miesiącem. 13 maja na swojej stronie internetowej Prokuratura Okręgowa w Białymstoku opublikowała komunikat prasowy dotyczący „zakwalifikowania czynów zarzuconych oskarżonym z art. 264 § 3 k.k., tj. jako organizowania nielegalnego przekraczania granicy obcokrajowcom wspólnie i w porozumieniu ze sobą oraz z innymi nieustalonymi osobami”.
Prokurator powołuje się na dodatkowy materiał dowodowy z Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Lublinie. I ujawniła, że „w kontaktach w ujawnionym telefonie należącym do Kamili M. znajdują się m.in. numery do obcokrajowców, którzy byli uprzednio skazani za czyny z art. 18 § 3 k.k. w zw. z art. 264 § 3 k.k., tj. za pomocnictwo do organizowania innym osobom przekraczania wbrew przepisom granicy Rzeczypospolitej Polskiej”; wśród wiadomości tekstowych ujawnionych w telefonie Kamili M. znajdują się m.in. takie, które świadczą o jej udziale w organizowaniu nielegalnego przekraczania granicy, w tym wskazują na moment przystąpienia Kamili M. do grupy z innymi organizatorami nielegalnego przekraczania granicy, dotyczą ustalania najlepszych tras do Europy Zachodniej dla migrantów, ustalania wysokości opłat za nielegalne przekroczenie granicy, instruowania migrantów oraz manipulacji faktami dot. ich sytuacji, tworzenia tzw. obiektów tymczasowych, skąd następnie migranci mają być transportowani do Europy Zachodniej, nawiązania przez Kamilę M. kontaktu z tzw. kurierami oraz posiadania przez nią wpływu na ich działanie, organizowaniu przez Kamilę M. transportu migrantów do państw Europy Zachodniej” – czytamy w komunikacie prokuratora Łukasza Janysta, rzecznika prasowego Prokuratury Okręgowej w Białymstoku.
Dodał on, że prokuratura chce przeprowadzić kolejne dowody, „a zwłaszcza badania zabezpieczonych od oskarżonych telefonów przez biegłego z Biura Badań Kryminalistycznych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego”.

Oskarżona stawiła czoło przemytnikom
Na gorąco, już we wtorek wieczorem skomentował te „rewelacje” prokuratury Kamil Syller, prawnik, mieszkaniec pogranicza zaangażowany w niesienie pomocy humanitarnej:
„To są te “pikantne szczegóły”, o których wspomniała prok. Magdalena Rutyna na ostatniej rozprawie. “Pikantne szczegóły”, które mają być podstawą dla pozbawienia wolności nawet na kilka lat. Przeczytałem je wnikliwie. I znowu ogarnęła mnie bezsilna irytacja, że muszę utrzymywać prok. Rutynę z moich podatków. Bohaterką materiałów zgromadzonych przez prok. Rutynę (przy wsparciu Lubelskiego Wydziału Zamiejscowego Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Lublinie oraz Biura Badań Kryminalistycznych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego) jest Kamila, jedna z oskarżonych. Wiele głów pochyliło się nad wiadomościami tekstowymi i głosowymi wydobytymi z jej telefonu. I wiele osób zapewne uzna je niestety za materiał przełomowy, obciążający jak tonowa kotwica, dowód na prowadzenie przemytu przez osoby pomagające na granicy polsko-białoruskiej. Niesłusznie. Procesowo – jest to miałki, niemal bezużyteczny materiał dowodowy. Nie ma tam mowy o konkretnych czynach. “Ona” (Kamila) może coś zrobi. Może załatwi, może porozmawia, może przewiezie, może zapłaci. Tak wynika z opublikowanych wiadomości. Czasem nawet nie wiadomo, o kogo dokładnie chodzi. To kapiszon, na który poszły nasze podatnicze pieniądze. Najmocniejsze są w tym materiale opisy nadane poszczególnym wiadomościom przez prokuraturę. To semantyczne fikołki i interpretacyjne wysiłki, aby wykreować z informacji coś, czego nie ma albo jest w ilościach śladowych. Przykre i gorszące. Moralnie – to jest petarda. Czytałem z rosnącą dumą i poruszeniem. Najmocniejsza chyba rzecz to powzięty przez Kamilę zamiar bezpośredniego, osobistego spotkania się z przemytnikami, kurierami. Wspomina o tym kilkakrotnie ktoś z grona cudzoziemców, autor wpisów. Ta dziewczyna postanowiła spotkać się z osobami obiektywnie niebezpiecznymi, gotowymi na wiele dla zdobycia pieniędzy, będącymi – jak donosiły media – albo członkami mafii kaukaskiej, albo osobami z nią współpracującymi. Postanowiła spotkać się, żeby PROSIĆ o dobre traktowanie przewożonych osób. Prosić o niewyzyskiwanie ich, nieoszukiwanie, traktowanie jak ludzi. Autor wiadomości wspomina o grożącym jej niebezpieczeństwie i o tym, że Kamila uspokajała go, że może nic się jej nie stanie, bo spotkanie odbyłoby się w domu jej znajomych (jakby to miało być jakąkolwiek gwarancją bezpieczeństwa…). Ten desperacki dowód na skrajną dobroć i działanie w imię humanitarnych ideałów najwyższej próby prokuratura oceniła jako dowód na posiadanie przez Kamilę “wpływu na działanie” kurierów. Bezbronna osoba, która jest gotowa poświęcić swoje bezpieczeństwo dla próby zapewnienia bezpieczeństwa innym ludziom, jest zrównana w działaniu z przestępcami działającymi dla zysku. Nie do uwierzenia. Nie do zapomnienia.
Transgraniczne kontakty z uchodźcami? Niech podniesie rękę osoba spośród moich znajomych niosących pomoc humanitarną na granicy, która takich kontaktów nie miała. Dziękuję, nie widzę. Do mnie cudzoziemcy pisali już z Turcji. Wypytywali, prosili, chcieli się zabezpieczyć przed niebezpieczną drogą. Bali się po prostu. Każdy by się bał. Wiadomości było mnóstwo, codziennie. A prawda jest taka, że nawet gdybym chciał, to niczego i tak bym wiążąco nie obiecał, bo o miejscu przekroczenia granicy decydowały i nadal decydują wyłącznie służby białoruskie. Kropka. Żeby zorganizować przemyt, trzeba byłoby mieć znajomych dowódców białoruskich i niezłe pieniądze do ich opłacenia. Niezłe, bo groszowe transakcje nie interesowałyby mundurowych, którzy od osób koczujących pod granicznymi zasiekami brali równowartość 100 zł za butelkę wody.
Wyprowadzanie lub przewożenie ludzi spod granicy w bezpieczne miejsce? To często było działanie ratujące zdrowie albo życie. Mówiłem o tym podczas zeznań na ostatniej rozprawie. Kluczowy jest kontekst, tło. Można ten kontekst zgubić, siedząc za prokuratorskim biurkiem i tropiąc “pikantne szczegóły”. W tamtym czasie przy granicy była nielegalnie wprowadzona strefa bezprawia, w której polski rząd i służby siłowe bez nadzoru społecznego prowadziły działania godne nie polskiego, ale białoruskiego munduru. Docierały do nas filmy z przepychania matek z dziećmi pod drutem żyletkowym, wśród bluzgów, wśród szczekania psów trzymanych na postrach. W lasach pojawiły się pierwsze trupy. Było ratowanie ludzi w hipotermii. Pani doktor ze szpitala w Hajnówce ze łzami zwisającymi z rzęs opowiadała mi, że jak tylko ogrzeją ludzi przywiezionych z lasu i odłączą kroplówkę, zaraz strażnik spod drzwi daje sygnał i przyjeżdżają koledzy, którzy zmuszają zabieranych ludzi do założenia mokrych ubrań – i wywożą ich z powrotem do lasu (szpital w Hajnówce nie nadążał z praniem ubrań, a nie miał własnych zapasów odzieży dla pacjentów). Żołnierze popełniali samobójstwa albo zapijali się na śmierć. Kilkuletnie dzieci były na granicy traktowane gazem – a przecież, zgodnie z przepisami, wobec dzieci nie wolno stosować żadnej obezwładniającej chemii (wyjątki od tego są naprawdę arcywyjątkowe). Prawo przestało działać, zostało zagłuszone propagandowym, prostackim patriotyzmem. Pas przygraniczny stał się Białorusią, a w takiej sytuacji wydostawanie ludzi z matni i nawet ułatwianie im ucieczki do Europy Zachodniej, gdzie ktoś ich traktował jak ludzi właśnie i stosował właściwe procedury uchodźcze – było po prostu neutralizowaniem systemowego bezprawia wprowadzonego przez polskie władze. Prok. Rutyna zapomniała o tym zupełnie. Kontekst. Kontekst to kluczowa sprawa. Jeżeli w czyimś działaniu znajduje się centymetr przekroczenia granic pomocy humanitarnej, to trzeba jednocześnie pamiętać o kilometrze przekroczenia granic prawa przez władzę. Trzeba też pamiętać o tym, że ten kilometr przekroczenia może zmuszać ludzi o wrażliwości takiej, jaką ma Kamila (i pozostała czwórka oskarżonych), do działania w stanie wyższej konieczności.
Mógłbym jeszcze sporo napisać o “rewelacjach” opublikowanych przez prokuraturę w przeddzień rozprawy (nie sądzę, żeby termin został wybrany przypadkowo). O “organizowaniu pobytu imigrantów w obiektach tymczasowych”, “instruowaniu imigrantów” czy wybieraniu “najlepszej trasy”. Dla każdego z tych zarzutów z łatwością można znaleźć racjonalną przeciwwagę, uzasadnienie i przede wszystkim właściwsze określenie, oczyszczające czyny idealistki z błota, które prokuratura z trudem do nich dokleja. Przykład: wspomniany “obiekt tymczasowy”. Pod tym niemiłym dla oka hasłem kryje się po prostu dom stojący poza strefą bezprawia, do którego można było przywieźć pobitego człowieka, żeby mógł go obejrzeć lekarz. Włączmy teraz właściwy kontekst. Pobity człowiek mógł być wyrzucony przez polskich mundurowych do zimowego lasu i tam umrzeć albo np. stracić nogi z powodu odmrożenia. Wezwanie karetki wiązało się z takim ryzykiem, bo przyjazd karetki był spakietowany z przyjazdem samochodu Straży Granicznej. Do tego domu stojącego poza strefą bezprawia musiał przyjechać jakiś inny lekarz, “niespakietowany” z ryzykiem nielegalnego pushbacku. Na przykład lekarz z zespołu “Medyków na Granicy”. Jak pani myśli, pani prokurator – czy taki lekarz mógł przyjechać karetką? Otóż nie, “Medycy na Granicy” przyjeżdżali do takich przechowalni dla pobitych zwykłym, cywilnym samochodem – żeby nie przyciągać uwagi służb, które mogłyby błyskawicznie zniweczyć skutki podjętego leczenia. W każde wyrzucenie człowieka do lasu jesienią, zimą czy wiosną było wkalkulowane ryzyko kalectwa albo śmierci. To ryzyko nie obchodziło wyrzucających. Ale obchodziło oskarżoną Piątkę.
Taki jest kontekst, pani prokurator.
Taki jest kontekst, Wysoki Sądzie”.
– napisał w mediach społecznościowych Kamil Syller.

A podczas demonstracji przed budynkiem sądu podkreślił:

– Po raz trzeci spotykamy się na tym spektaklu, który zorganizowało państwo polskie przeciwko ludziom, pomagającym na granicy. Jestem jedną z tych osób. Zupełnie przypadkiem stoję w tym miejscu jako osoba nieoskarżona. Robiłem to samo. 

Kamil opowiadał o początkach kryzysu humanitarnego w 2021 i 2022 roku, o kontekście, w jakim przyszło im działać: o montowanych naprędce zasiekach, o ludziach potwornie pokaleczonych drutem żyletkowym, tak słabych, że trzeba im było odkręcać butelki z wodą, o mroźnej jesieni i zimie, o hipotermii.

– Byliśmy tym zupełnie zmrożeni. Spaliśmy z komórkami przy uchu – mówił Kamil Syller. I dodawał w kontekście procesu: – To, co robi teraz prokuratura, nie może się udać. Mam nadzieję, że tę linię oskarżenia, która jest słaba od samego początku, sąd rozniesie w pył. 

W czerwcu możliwe mowy końcowe
Według relacji Szpili, prokuratura złożyła wniosek o odroczenie rozprawy na okres pięciu miesięcy, aby zyskać czas na przedstawienie „nowych dowodów”, to znaczy wyników analiz telefonów. Dodatkowo wniosła o przesłuchanie jeszcze jednego funkcjonariusza Straży Granicznej – „prawdopodobnie po to, aby mógł opowiedzieć przed Sądem, niczym w filmie detektywistycznym, jak jeden z telefonów odnalazł pod wycieraczką w samochodzie” – punktuje Szpila.
Jednak sąd wyznaczył termin następnej rozprawy na 25 czerwca (godz. 10). Zajmie się na niej wnioskami o zmianę kwalifikacji czynu oraz wnioskiem prokuratury o dołączenie materiału dowodowego. Sąd prosi też ponownie prokuraturę o uzupełnienie informacji, które z materiałów zaprezentowanych w materiale dotyczą zdarzeń z 22 marca 2022 roku.
Możliwe, że na rozprawie pod koniec czerwca strony zaprezentują już swoje stanowiska końcowe.
Amnesty International Polska komentuje:
– Zamiast domagać się umorzenia sprawy, prokuratura złożyła wniosek o zmianę opisu i kwalifikacji prawnej czynu. Chce, by sąd sądził osoby aktywistyczne niosące pomoc humanitarną za organizację nielegalnego przekraczania granicy dla dziewięcioosobowej rodziny irackich Kurdów i obywatela Egiptu. Grozi za to aż do 8 lat pozbawienia wolności! Nasza presja jest teraz jeszcze bardziej potrzebna!

Zamanifestować sprzeciw i podpisać petycję można pod tym linkiem: amnesty.org.pl.

Doceń pracę dziennikarski i postaw jej wirtualną kawę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *